Każdy kij ma dwa końce, ulica też, tylko gdzie jest początek, a gdzie koniec?
Dla mnie początkiem Nanjing Lu jest Renmin Guangchang – Plac Ludowy. To na jego rogu wysiadamy z taksówki lub metra chcąc dotrzeć na drugi koniec ulicy – Bund. Co prawda można na Bund dojechać omijając Nanning Lu, ale do kanonu marszruty rasowego (a raczej masowego) turysty należy spacer po tej rojnej i strojnej ulicy. Plac jest duży i, można powiedzieć, wielowarstwowy. Na powierzchni mieści się kilka instytucji: Teatr Wielki, Szanghajskie Muzeum Sztuki, Muzeum Szanghajskie i budynki rządowe. Wszystko wkomponowane w ładny park.
Fot. 1. Renmin Guangchang
Fot. 2. Szanghajskie Muzeum Sztuki (biały budynek z ażurowym dachem)
Fot. 3. Teatr Wielki, (plan pierwszy) a w tle Hotel Marriot
Zwiedziłam to muzeum. Wielki, nowy gmach, wiele przestrzeni w środku, ale jakby eksponatów przy mało. Może jestem przyzwyczajona do innych standardów – wiele na niewielkiej przestrzeni. Tu skromnie z ilością, ale i przestrzennie. A może dobrze – bo każda rzecz jest dobrze widoczna. Jednak czułam się zawiedziona – chociaż, co rzadko spotykane w Chinach, wejście za darmo, spodziewałam się zobaczyć więcej różnorodnych ciekawostek i takiego zmęczenia oglądaniem, że więcej już się nie da przyjąć, jakie czułam po zwiedzaniu np. Muzeum Narodowego w Londynie. Na fotografiach 5, 6 i 7 przykłady tego co można zobaczyć. Oczywiście słynna porcelan chińska też była, ale oświetlenie było kiepskie i zdjęcia nie wyszły dobrze.
Fot. 5. Malarstwo tuszem na papierze.
Fot. 6. Jadeitowe cacko
Fot. 7. Rzeźbiony stolik z drewna
Pod powierzchnią Renmin Guangchang ukryta jest istna termitiera złożona ze stacji metra i przejść między nimi, bo tu krzyżują się trzy linie metra: 1, 2, 8. Do wszystkiego dołożyć pasaże handlowe i już się można zgubić. Nie muszę chyba dodawać, że ludzi masa, szczególnie w godzinach szczytu, kiedy trzeba się trzymać mocno za ręce jak się idzie z kimś, bo rzeka ludzka rozdzieli na amen. Podziemie jest na tyle skomplikowanym układem, że nawet jak komuś się wydaje, że zna to miejsce, to się może nieźle nałazić, zanim wyjdzie z tej strony placu, z której zamierzał. Tak było gdy umówiłam się z moją koleżanką (z Polski zresztą) na rogu placu od strony Nanning Lu. Zanim się znalazłyśmy minęło dobre pół godziny, pomimo że dla niej to nie był pierwszy raz w tym mrowisku. Teraz, jak tam jestem, to wychodzę pierwszym wyjściem jakie natrafię na powierzchnię i potem, orientując się w przestrzeni po charakterystycznych budynkach, idę gdzie trzeba. A moją ulubioną budowlą z okolic placu, poza „Ufo” Hotelu Radisson (patrz fot. 1. z poprzedniego posta) jest „pióro kulkowe” (ja tak nazywam te budynki) Hotelu Marriot.
Fot. 8. Hotel Marriot nocą
Na koniec Nanjing Lu można podjechać z Placu Ludowego metrem nr 2, lub kolejką dla turystów na kółkach. Potem jeszcze kawałek „zwykłą” ulicą i wychodzimy na Bund, zachodnią stronę rzeki Huangpu.
Fot. 9. Wyjście z Nanjing Lu na Bund
Obecnie jest tu obszerny deptak z widokiem na wschodnią stronę rzeki – sławny Pudong, ale jak pierwszy raz byłam w Szanghaju, latem 2009 roku, to był tu jeden wielki plac budowy. Mój małżonek narobił mi apetytu na widoki, a tu… ściana muru odgradzającego budowę od rozjeżdżonej błotem ulicy. Miasto szykowało się na EXPO w 2010, i modernizowało co się dało. Dodatkowo pogoda nie dopisała.
Fot. 10. Bund w sierpniu 2009 r.
Teraz wygląda to troszkę lepiej.
Fot. 11. Bund, 2011
Fot. 12. Bund, 2011
Ale głównym celem pobytu na Bundzie jest podziwianie widoku drugiej strony rzeki. Sztandarowy, rozpoznawalny symbol miasta. I można tak stać i pstrykać bez końca. Bo widok ożywiany jest zmieniającym się światłem i za każdym pobytem, przy innej pogodzie trochę inaczej wygląda. Do tego ruch na rzece jest spory. Poza turystycznymi promami, zwykle w nocy lepiej oświetlonymi niż nasze choinki na Św. Bożego Narodzenia, kursuje sporo pełnych i pustych barek.
Fot. 13. Pudong
Fot. 14. Pudong
Fot. 15. Pudong
Z Pudongu rozciąga się szeroka perspektywa na miasto, szczególnie z wysokości tarasów widokowych Perły Orientu (kule na wysokich nogach) lub z Szanghajskiego Światowego Centrum Finansowego (otwieracz do bulek). O tym wkrótce.
W. Wolaniecka (Wiecha)
Piękne zdjęcia.Byłam tam i mogę ocenić. Trzeba przyznać, że Szanghaj robi wrażenie na turyście ale czy chciałabym tam mieszkać? raczej nie :-)
OdpowiedzUsuń